Wprost Online > Tygodnik > Wydanie nr
1121 > Artykuły |
|
|
|
Tygodnik "Wprost", Nr 1121 (23 maja
2004)
|
Marek Belka ma zabezpieczyć interesy prezydenta
i SLD, zanim stracą władzę
Wrócę do polityki za
trzy lata na osiem miesięcy" - powiedział "Wprost" w grudniu
2002 r. Marek Belka, kilka miesięcy po tym, jak odszedł z
posady wicepremiera i ministra finansów w rządzie Leszka
Millera. Odszedł, bo - jak stwierdził w wywiadzie dla Reutera
- nie był dość silny, by "się kopać z koniem". Do polityki
wrócił jednak nie po trzech, lecz po niecałych dwóch latach -
na wezwanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. 14 maja Sejm
nie udzielił rządowi Marka Belki wotum zaufania (przeciw było
262 posłów, za - 188). Jeśli parlament sam nie wyłoni teraz
nowego gabinetu i inicjatywa wróci do prezydenta, ten - jak
zapowiada - znów na premiera desygnuje Belkę. - Rząd Belki to
ostatnia szansa prezydenta na zbudowanie zaplecza, które
pozwoli mu przetrwać na scenie politycznej po opuszczeniu
Pałacu Prezydenckiego - twierdzi jeden z czołowych polityków
SLD. Ważniejszym zadaniem premiera Belki może być jednak
zabezpieczenie gospodarczych interesów i wpływów
Kwaśniewskiego. Belka ma już w tym praktykę: w końcu stycznia
2000 r. wracał w pośpiechu ze szczytu gospodarczego w Davos
(za przyzwoleniem prezydenta), by bronić BIG Bank Gdański
(obecnie Bank Millennium) przed przejęciem przez niemiecki
Deutsche Bank.
Wszystkie interesy prezydenta i
SLD Tracący władzę SLD i kończący w 2005 r. kadencję
prezydent mają obecnie wiele pilnych spraw do załatwienia,
m.in. rozstrzygnięcie konfliktu konsorcjum Eureko ze skarbem
państwa w PZU. Jeśli lewica rzutem na taśmę sprzeda kluczowe
spółki skarbu państwa, umieszczając wcześniej w nich swych
ludzi, po wyborach nowa ekipa nie będzie mogła tego odkręcić.
Aby osiągnąć ten cel, Belka nie potrzebuje większości w
Sejmie. Jeśli następne próby wyłonienia nowego rządu skończą
się fiaskiem, gabinet Belki będzie pełnił obowiązki zapewne do
sierpnia (najwcześniejszego realnego terminu przyspieszonych
wyborów).W tym czasie może samodzielnie sprzedawać spółki
skarbu państwa i wymieniać ich władze. Praktycznie
przesądzona jest ugoda z Eureko i sprzedanie konsorcjum
kolejnych 21 proc. akcji PZU (łącznie miałoby około 59 proc.
akcji i kontrolę nad firmą). Z plotek krążących wokół Pałacu
Prezydenckiego wynika, że nowym prezesem sprywatyzowanego de
facto PZU miałby zostać... prof. Marek Belka. Obecny rząd
postara się też sprzedać na giełdzie akcje PKN Orlen (17,6
proc. akcji należących do Nafty Polskiej), Grupy Lotos,
Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych oraz małe pakiety akcji
w sprywatyzowanych już firmach (TP SA, Pekao SA itp.).
"Radykalnych zmian można dokonać tylko w pierwszych tygodniach
urzędowania" - twierdzi Milton Friedman, noblista z ekonomii.
Belka, który pisał pracę doktorską o koncepcjach Friedmana,
musi doskonale znać tę zasadę.
Profesor do zadań
specjalnych 52-letni profesor ekonomii Marek Belka
lubi pozować na nie budzącego politycznych emocji fachowca. Z
jego oficjalnego życiorysu możemy się dowiedzieć, że był m.in.
pracownikiem naukowym Uniwersytetu Łódzkiego (należy do grupy
ekonomistów z Łodzi, zwanych żartobliwie boat people), szefem
Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, doradcą i konsultantem
ministra finansów, konsultantem Banku Światowego,
wicepremierem i ministrem finansów (dwukrotnie). Do świata
wielkiej polityki trafił na początku 1996 r., gdy został
doradcą prezydenta. Kwaśniewski szukał osoby obytej w świecie,
mającej fachową wiedzę, a jednocześnie takiej, która ma - jak
się wyraził - "nie zużytą twarz". Mało znany wówczas
stypendysta Fundacji Fulbrighta w Columbia University, ekspert
Banku Światowego, idealnie spełniał te wymogi. Pozytywnie
wypowiadali się o nim zarówno Leszek Balcerowicz, jak i
Grzegorz W. Kołodko. Tę niecodzienną zbieżność opinii łatwo
wyjaśnić: Belka od początku twierdził, że "dobry ekonomista
musi być liberałem", by po chwili dodawać, że nie można
zapominać o najuboższych. Belka nie jest typem aktywisty,
ale jest jednak politykiem. W oficjalnym życiorysie próżno
szukać o tym wzmianki, ale jest członkiem SLD (w 1999 r.
zapisał się do koła Górna-Kurczaki w Łodzi). Część partyjnych
kolegów twierdzi, że przestał nim być, kiedy nie poddał się
procedurze weryfikacji (nie mógł tego zrobić, bo był w Iraku).
W lutym 1997 r., na pół roku przed wyborami, nieoczekiwanie
został ministrem finansów w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.
Zastąpił na tym stanowisku Kołodkę. Od tego czasu co rusz
powracał jako prezydencki kandydat na najpoważniejsze
stanowiska w państwie. Belka apolityczny być nie może, bo
zbyt długo obraca się w kręgu polityki i nie zawsze udawało mu
się uniknąć uwikłania w szemrane interesy
polityczno-gospodarcze lewicy. Tak było z fabryką leków
krwiopochodnych, która miała powstać w Mielcu. Firma
Laboratorium Frakcjonowania Osocza w 1997 r. zaciągnęła na ten
cel 32 mln USD kredytów w konsorcjum pod przewodnictwem Kredyt
Banku. Na 60 proc. tej kwoty gwarancje wystawił rząd
Włodzimierza Cimoszewicza. Fabryka nigdy nie ruszyła, a
pieniądze zniknęły. Wierzyciele na początku 2003 r. wezwali
rząd do zapłaty 14,3 mln USD. Wśród przedsiębiorców, którzy
mieli budować fabrykę osocza, był Włodzimierz Wapiński, bliski
znajomy Aleksandra Kwaśniewskiego i Wiesława Kaczmarka,
ówczesnego ministra gospodarki i skarbu. Według naszego
informatora z Ministerstwa Skarbu, za decyzję o przyznaniu
gwarancji odpowiada właśnie Kaczmarek. On jednak winą obarcza
ówczesnego ministra finansów, czyli Belkę. I to właśnie Belka
musiałby wkrótce jako premier "zjeść tę żabę", czyli zwrócić
bankom pieniądze z budżetu.
Zaufany prezydenta
- Prawdziwe pieniądze zarabia się w biznesie, nie w
polityce - przyznał Belka w rozmowie z "Wprost" w grudniu 2002
r. W CV na stronach internetowych kancelarii premiera nie
wspomina jednak słowem o prywatnych firmach, dla których
pracował. A był m.in. członkiem rady nadzorczej Banku
Millennium, doradzał międzynarodowemu bankowi JP Morgan Chase
(gdy był jeszcze ministrem finansów w rządzie Millera, ten sam
bank był emitentem obligacji skarbu państwa). Zasiadał też w
czteroosobowej radzie gubernatorów (advisory board) TDA
Capital Partners Inc. z USA. Spółka TDA zasłynęła w Polsce z
tego, że należący do niej fundusz otrzymał do zarządzania od
PZU Życie - na niezwykle korzystnych warunkach - 225 mln zł
(decyzję jednoosobowo podjął ówczesny prezes Grzegorz
Wieczerzak). W funduszu pracował Sławomir Cytrycki (późniejszy
minister skarbu i współpracownik Belki w Iraku, dziś szef
kancelarii premiera) oraz syn Leszka Millera. O swojej roli w
TDA Belka mówi, że spotykał się z zagranicznymi biznesmenami i
przekonywał ich, "jak to w Polsce jest świetnie, i że warto
inwestować". Od czasu przegranych w 1997 r. przez SLD
wyborów, Belka (ponownie został wtedy doradcą prezydenta) stał
się swego rodzaju "człowiekiem do zadań specjalnych"
Kwaśniewskiego. Wtedy właśnie zasiadał w radach nadzorczych
wielu firm, w tym dawnego BIG Banku Gdańskiego. Zrobiło się o
nim głośno w nocy 29 stycznia 2000 r., gdy nagle wrócił do
Warszawy ze szczytu ekonomicznego w Davos z misją obrony BIG
Banku Gdańskiego przed przejęciem przez Deutsche Bank. Belka,
odwołany z rady nadzorczej, mówił, że nastąpiła "dzika
prywatyzacja". W rzeczywistości bank kontrolowany przez
portugalską firmę BCP został przejęty przez niemiecką firmę
Deutsche Bank. Obecny prezydent był założycielem Fundacji
Rozwoju Żeglarstwa - jednego z założycieli BIG Banku w 1989 r.
To właśnie karty płatnicze wydane przez ten bank były koronnym
dowodem Kwaśniewskiego w słynnej sprawie o zniesławienie,
którą wytoczył dziennikarzom "Życia". W artykule "Wakacje z
agentem" napisali oni, że w sierpniu 1994 r. Kwaśniewski
spotykał się w Cetniewie z rosyjskim agentem Władimirem
Ałganowem. Transakcje dokonane w tym czasie kartami
płatniczymi BIG Banku w Irlandii były alibi Kwaśniewskiego. W
końcu Deutsche Bank nie wytrzymał presji, sprzedał udziały BCP
i wycofał się z polskiego rynku. Kolejną przysługę Belka
oddał Kwaśniewskiemu przed wyborami w 2001 r. SLD miał wówczas
w sondażach blisko 50 proc. poparcia i realne było, że będzie
mógł rządzić samodzielnie (nawet odrzucać weto prezydenta,
czyniąc z niego de facto notariusza). 30 września, na tydzień
przed wyborami, Belka oznajmił, że łatanie dziury budżetowej
ujawnionej przez ówczesnego szefa resortu finansów w rządzie
AWS Jarosława Bauca będzie bolesne i konieczne są cięcia
wydatków socjalnych. Efekt? SLD dostał 5-8 proc. głosów mniej,
niż wynikało z sondaży. Pozycja prezydenta pozostała nie
zagrożona.
Powrót Lisa Pustyni Belka dla
funkcji premiera porzucił stanowisko dyrektora ds. polityki
gospodarczej w Tymczasowych Władzach Koalicyjnych w Iraku
(wcześniej był szefem koalicyjnej Rady Koordynacji
Międzynarodowej w Iraku). Nim do tego doszło, zdążył
zatwierdzić nową iracką walutę. Ciekawe też, że nieoczekiwanie
do konsorcjum tworzącego Iracki Bank Handlowy, przez który
płynąć miały pieniądze na odbudowę Iraku, trafił Bank
Millennium. Polski bank, warty 0,64 mld USD, znalazł się w
konsorcjum obok JP Morgan Chase (wartego 44,5 mld USD) i
Standard Chartered (wartego 20 mld USD). Po powrocie do
kraju Belka rozpoczął składanie populistycznych deklaracji.
Obiecał podwyższenie emerytur z tzw. starego portfela,
obniżenie podatków dla najbiedniejszych, wreszcie dopłacanie z
budżetu do nowych miejsc pracy. Jednocześnie wypowiedział się
za kontynuowaniem planu Hausnera, czyli m.in. za podwyżką
składki na ZUS dla przedsiębiorców. Belka na liberalne
wypowiedzi (na przykład chwalące podatek liniowy) pozwalał
sobie tylko wtedy, gdy nie pełnił żadnych publicznych funkcji.
Kiedy tylko obejmował ważne stanowisko publiczne, natychmiast
zmieniał retorykę. To on przekonał w 1999 r. prezydenta, by
zawetował upraszczającą (a zarazem obniżającą) podatki reformę
Leszka Balcerowicza, tłumacząc, że naruszało to zasady
sprawiedliwości społecznej. To on także łatał dziurę budżetową
w 2001 r., podwyższając podatki, nie tnąc zupełnie wydatków.
Wreszcie to on żądał, gdy został ministrem, dużej obniżki stóp
procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (RPP) i zmiany
polityki kursowej na taką, która nakładałaby na bank centralny
obowiązek interwencyjnego ustalania kursu złotego. - Belka
jest lewicowym pragmatykiem. Wie, że likwidacja progresji
podatkowej służy wzrostowi gospodarczemu. Jednocześnie wie, że
na taką decyzje nie ma przyzwolenia większości, więc jest
przeciw - ocenia Bogusław Grabowski, były członek RPP.
Praktyczny pan Sześciu na dziesięciu
Polaków uważa, że Marek Belka nadaje się na premiera - wynika
z badań Pentora. Kompetentny, zaangażowany, stanowczy,
przewidujący - to według badanych, najważniejsze cechy nowego
szefa rządu. Na pewno cenią Belkę urzędnicy i koledzy eksperci
pracujący na zlecenie dla międzynarodowych oraz polskich
instytucji finansowanych z zagranicznych środków pomocowych.
22 kwietnia 2002 r., gdy był ministrem w rządzie Millera,
Belka wydał rozporządzenie (z mocą wsteczną) "w sprawie
zaniechania poboru podatku dochodowego od osób fizycznych od
niektórych dochodów". Zwolnieniu podlegały m.in. dochody osób
fizycznych osiągane od 1 stycznia 2001 r. do 31 grudnia 2001
r., które realizowały umowy zawarte przez Radę Ministrów z
rządami państw obcych czy organizacjami międzynarodowymi i
były opłacane przez te instytucje. W ten sposób płacenia 40
proc. podatku od wysokich honorariów uniknęli m.in. eksperci
pracujący przy projektach finansowanych przez Unię Europejską.
Belka wydał rozporządzenia, kiedy mówiono już o "wielkiej
dziurze budżetowej" i szukano oszczędności gdzie się tylko da,
na przykład opodatkowując zyski od lokat. Jak widać, takie
obniżenie podatków najlepiej zarabiającym ekspertom nie
naruszało zasad sprawiedliwości społecznej.
Jan
Piński Krzysztof Trębski
Świat według Belki |
- Nie dostanę większości, będę wolnym człowiekiem,
ale co stanie się z Polską? (maj 2004)
- Politycy, jak widzą sitko czy kamerę, to głupieją
(maj 2004)
- Radykalnie to można tylko gadać (kwiecieŃ 2004)
- Prezydent jest ostoją. Oswaja strach przed
państwem i przed polityką. Dookoła wariaci, którzy się
zagryzają. A ten jeden normalny (kwiecieŃ 2004)
- Leszek Miller (...) jeśli chce decydować, to
decyduje i nie ma dyskusji. (...) Jak się nie
zgadzasz, to albo się dostosowujesz, albo sobie
idziesz. Ja odszedłem (wrzesieŃ 2002)
- Politycy to w zasadzie łajzy swarliwe, skaczące
sobie do oczu (wrzesieŃ 2002)
- Podatek liniowy to jest marzenie każdego ministra
finansów: prosty, łatwy do obliczenia, wolny od ulg.
Podatek liniowy oznacza jednak, że dwadzieścia parę
milionów podatników zrzuca się na milion podatników
(kwiecieŃ 2002)
- Jak nalać z pustego w próżne i skąd wziąć mannę -
to dylematy, przed którymi stanął w Polsce rząd (luty
2002)
- Jeśli politycy SLD i prezydent uważają, że jestem
człowiekiem zdolnym do wykonania pewnych zadań, to ja
jestem gotów (paŹdziernik 2001)
- Mój plan polega przede wszystkim na ograniczeniu
wydatków budżetowych i jednocześnie pobudzaniu wzrostu
gospodarczego. A to, czy będą w nim te czy inne
podwyżki podatków, to rzecz drugorzędna (paŹdziernik
2001)
- Jeżeli ktoś mówi, że cięcia [budżetowe] muszą być,
ale one nie mogą dotknąć polskich rodzin, to ja wtedy
pytam: zaraz, a jakie rodziny mają dotknąć, czeskie?
(wrzesieŃ 2001)
|
| | |
|